Mentrix Hadley przedstawia
Rozdział V
"Musiał go zabić. Był pewny, że już powiadomił pozostałych bogów o jego położeniu. Powinien stąd zniknąć w ciągu kilku następnych minut, jeśli nie chciał mieć większych kłopotów. Chociaż teraz miał już naprawdę spore.
Natura zawodzi… Krew nigdy…
Diancecht nienawidził, gdy odzywała się Moc. Głos z pozoru pomocny, tak naprawdę prowadził go do zniszczenia. Lecz tym razem nie musiała nic mówić. I tak zamierzał to zrobić.
Indracht miał zamiar przeciąć Diancechta na pół. Słyszał, że potrafi się uleczyć, ale to powinno załatwić sprawę. Czuł, jak ostrza zagłębiają się ciało, a ręce robią mu się śliskie od krwi. A potem poczuł, jak jego własna krew zmienia kierunek i coraz szybciej płynie do serca. Bez tlenu. Wypuścił miecze, upadając na ziemię. Spojrzał na księżyc, który zachodził czerwienią. Dziś było zaćmienie. A potem pękło mu serce.
***
Diancecht odzyskał przytomność tylko na chwilę. To wystarczyło, aby zauważył pochylającego się nad nim blondyna o zielonych oczach i zatroskanym wyrazie twarzy. Wyglądał, jakby naprawdę przejął się jego losem. Tylko dlaczego? Przecież zupełnie go nie znał.
Tuż za nim zauważył mężczyznę z krótko przystrzyżonymi brązowymi włosami. Miał sylwetkę wojownika i trzymał w ręku wielki młot.
Młot.
Mjollnir.
Cudownie, najwyraźniej teleportował się do panteonu nordyckiego. Gromowładny Thor we własnej osobie."
Kategoria: Fantasy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz