ⓢⓘⓛⓔⓣⓗ ⓡⓤⓑⓨ przedstawia
Chapter 4
"Na wschodzie niebo iskrzyło się, jakby tysiące błyskawic postanowiło uderzać w jedno miejsce. Wokół mieniła się również dziwna, złotawa mgła, która powoli wtapiała się w gwiazdy i robiła coraz mniej widzialna, gdyby nie późna pora, na pewno to widowisko przyciągnęłoby wielu gapiów. Było tak jasno, że bardziej wyglądało to na świt niż środek nocy, a na to przecież wskazywał księżyc, który srebrną poświatą próbował przyćmić ten dziwny blask. Dopiero po dłuższej chwili wszystko zaczęło wracać do normy i okolica z powrotem spowijała się mrokiem.
Po zaułku rozniósł się cichy trzask i po chwili zza kontenera wybiegł bury kot, goniąc coś, co biegło zdecydowanie zbyt szybko, aby zauważyć jakikolwiek konkretny kształt. Chłopak z kapturem na głowie usiadł na schodach pożarowych, jego płeć zdradzały jedynie rysy ledwo widoczne w nikłej poświacie księżyca. Tuż przed nim stanął drugi o jasnobrązowych włosach, roztrzepanych przez wiatr. Włożył dłonie do kieszeni, a z jego ust wydobyła się para.
– I jak? Masz? – zapytał, przestępując z nogi na nogę, w ten sposób próbując się jakoś ogrzać.
– Może... – Wyszczerzył się szeroko i przysunął bliżej krawędzi schodów, by dosięgnąć nogami do podłoża."
Kategoria: Fantastyka
Podkategoria: Fantasy, Urban
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz